02.04.2013 00:23
Pan z TT
Słoneczny piątkowy dzień, 5 stopni na plusie, suchy asfalt, choć na drodze zostało jeszcze trochę soli po ostatnich kilku śnieżnych dniach. Znów wróciła wiosna chyba. Jedziemy na południe obejrzeć pewne Ducati, które to ponoć ktoś ma do sprzedania w dobrym stanie i za niewygórowaną cenę. Ducati bynajmniej nie dla mnie. Ja i mój Bros śmigamy nadal wciąż! (I póki co nie stać mnie na nic nowego ;)
Docieramy na miejsce, ładna dzielnica, trawniczki, czyściutko, dom jednorodzinny. Pan właściciel jest przemiłym panem, częstuje kawą, zagaduje rozmową, naprawdę miło. Po godzinnej pogawędce idziemy do garażu, gdzie pod dwiema kołdrami, pokrowcem i warstwą silikonu w sprayu kryje się krwista czerwień z napisem 748. Starter cyk, suche sprzęgło klekot, klekot, klekot.
"Pamiętajcie, zasada numer jeden: nigdy nie dawaj nieznajomu przejechać się na swoim motorze" - mówi pan, po czym z uśmiechem stwierdza, że my chyba wyglądamy na ludzi godnych zaufania i pyta się czy Szy. nie chciałby się testowo przejechać. Widzę przerażenie i niepewność w oczach ale jednocześnie wielką ochotę i ciekawość. Ustaliliśmy ostatecznie, że depozytem będę ja i jak Szy. położy moto to ja będę u pana właściciela zmywać naczynia przez następne 20 lat. Na szczęście okazało się, że zmywać naczyń jednak nie będę musiała, co też mnie ucieszyło, bowiem zmywać nie znoszę.
Szy. schodzi z moto jakby znarkotyzowany. Nie mówi tego głośno, ale ja już wiem, że decyzja podjęta. Pan właściciel mówi, że możemy jeszcze popytać róznych znajomych mechaników w okolicy o to konkretne ducati i że nie musimy podejmować decyzji zaraz już. Jak się później okazało wszyscy miejscowi ducatiści to jedna wielka rodzina. Pan właściciel na domiar uprzejmości i chęci bycia pomocnym zabrał nas własnym samochodem do nieopodal zamieszkałego znajomego mechanika, który nie dość, że zna się na rzeczy i miałby wydać obiektywną opinię na temat tego moto, to w przeszłości sam dużo jeździł i ponoć wygrywał wyścigi na Isle of Man.
Docieramy na miejsce, wchodzimy do wielkiego garażo-warsztatu, a tam mnóstwo motorków, części i cała masa narzędzi. Na ścianach trzy komplety skórzanych kombinezonów oblepionych naklejkami sponsorów, na półkach kaski. Na wejściu serdecznym uśmiechem i mocnym uściskiem dłoni wita nas człowiek na wózku. Bez nogi. Pierwsza myśl - "No tak, motocyklista". Okazało się jednak, że nowotwór. Wyrosło paskudztwo i trzeba było amputować całą lewą nogę aż do biodra. Fail. Wielka szkoda, bo Eddie Laycock jest tutaj obok Joey'a Dunlopa lokalnym bohaterem, ścigał się od najmłodszych lat i wielokrotnie wygrywał TT. Bez nogi ciężko jeździć więc Eddie obecnie cały swój czas poświęca na warsztatowanie. Fantastycznie, że tacy ludzie są tu na wyciągnięcie ręki, i do tego są normalnymi ludźmi, z którymi można sobie pożartować. Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze do niego zawitać nieraz.
Na koniec dnia zawitaliśmy jeszcze do naszego moto sklepu po kilka śrubek do Horneta. Wspomnieliśmy o 748 i okazało się, że wszyscy w sklepie znają zarówno pana właściciela jak i Eddiego i mówili, że od nich to można brać w ciemno.
No to bierzemy.
PS. Codziennie zdaję sobie sprawę jak fajni są Irlandczycy, jacy swojscy, gościnni, uprzejmi. Jak fajny stosunek mają ludzie doświadczeni, którzy znają się na czymś, są mistrzami w swojej dziedzinie, do osób, którzy dopiero zaczynają, dopiero się uczą. Żadnej pychy i przechwalstwa i traktowania z góry, czego nieraz doświadczyć można w Polszy. Nie mówię, że Eire jest wspaniała a Polska jest zła, tylko uważam, że dobrych cech powinniśmy się uczyć od siebie nazwajem. Ale ogólnie to Irlandia jest fajna i można jeżdzić cały rok na moto i u nas nie ma teraz 3 metrów śniegu ahahahahaha! :)
Na koniec nowe malunki!
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (4)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (4)
- Turystyka (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)